PJM - tłumacz języka migowego

Prof. Ewa Gorodkiewicz: Najważniejsze jest upowszechnianie wiedzy, która jest na Uniwersytecie w Białymstoku, która jest w laboratoriach

09.05.2024
prof. Ewa Gorodkiewicz

O komercjalizacji nauki, o chemicznych patentach i wynalazkach, o współpracy z lekarzami i przedsiębiorcami, o biomarkerach, chorobach nowotworowych i cywilizacyjnych oraz o tym, że nauka jest dla ludzi mówi prof. Ewa Gorodkiewicz z Wydziału Chemii Uniwersytetu w Białymstoku. - Upowszechnienie wiedzy, która jest na Uniwersytecie w Białymstoku, która jest w laboratoriach, jest najważniejsze, bo żaden z przedsiębiorców tak sam z siebie nie przyjdzie do laboratorium, nie zastuka i nie zapyta: a co pani ciekawego robi? Trzeba im to powiedzieć – podkreśla.

 

Na początek garść danych: od 2011 do 2023 roku otrzymała Pani 18 patentów, najwięcej na UwB. W Urzędzie Patentowym zostało złożonych siedem kolejnych zgłoszeń, które jeszcze czekają na decyzję. Ostatnie zgłoszenie to „Biosensor do oznaczania mezoteliny techniką matrycowego powierzchniowego rezonansu plazmonów w wersji Imaging". Czyli możemy powiedzieć, że jest Pani specjalistką od wynalazków.

 

Prof. dr hab. Ewa Gorodkiewicz, Kierownik Pracowni Bioanalizy w Katedrze Chemii Fizycznej na Wydziale Chemii Uniwersytetu w Białymstoku: Trudno powiedzieć, czy jestem specjalistką (uśmiech), ale wydaje mi się, że zajmuję się taką tematyką, która pozwala na większą liczbę tych wynalazków. Biosensory są bardzo dobrym materiałem do ich „robienia”, ponieważ każdy biosensor jest czuły na inny rodzaj substancji, na inny rodzaj białka, na inny rodzaj markerów. W związku z tym, tak mi się wydaje, nawet koniecznością jest uzyskiwanie patentów na każdy z takich biosensorów. I stąd pewnie ta liczba.

 

W naszym filmowym cyklu „Ekspert UwB” mówiła Pani, że od dziecka chciała pomagać ludziom, próbowała Pani zdawać na medycynę, nie udało się i „trochę z przypadku” trafiła Pani na chemię. Ta Panią nie tylko zaciekawiła i zainspirowała, ale pozwoliła też spełnić dziecięce marzenie.

 

Nawet znajomi, którzy znają moją drogę, i tę naukową, i tę prywatną mówią mi: ty się lepiej spełniasz i bardziej pomagasz ludziom, niż gdybyś była lekarzem, bo niektórzy lekarze po pewnym czasie popadają w rutynę, natomiast ty ciągle wynajdujesz coś nowego i w ten sposób angażujesz też przedstawicieli medycyny do wprowadzania nowych rzeczy, czy to w diagnostyce, czy nawet w samym leczeniu.

A najważniejsze dla mnie są opinie pacjentów. Ja oczywiście nie jestem ich lekarzem, ale oni wiedząc, że mam biosensor na określoną substancję, proszą o zrobienie pomiarów. Prywatnie chcą się dowiedzieć, jaka jest ilość oznaczanych substancji.

 

Jak bardzo chemia jest potrzebna medycynie?

 

Medycyna nie istniałaby bez chemii, tak samo jak nie istniałaby bez fizyki i biologii. Tutaj koniecznie trzeba jeszcze wymienić matematykę, która jest królową nauk, oraz informatykę. To, co robią przedstawiciele tych nauk, ma taki wielki wymiar interdyscyplinarny. Potrzeba wielu specjalistów z różnych dziedzin, żeby to wszystko połączyć. To nie jest tak, że medycyna opiera się tylko na chemii. Opiera się na wielu innych dziedzinach i ma charakter interdyscyplinarny.

 

To skupmy się na biosensorach. To urządzenia, które służą do analizy ilościowej, ale również jakościowej różnych związków, biosubstancji i biomarkerów. Interesowały Panią od zawsze jako naukowczynię, chemiczkę?

 

Od zawsze to może nie, ponieważ moje pierwsze naukowe kroki, związane z doktoratem, dotyczyły innej tematyki. Tak naprawdę o biosensorach i możliwościach nowej techniki, czyli Powierzchniowego Rezonansu Plazmonów w wersji Imaging (SPRI) dowiedziałam się, będąc na dwuletnim stażu w Technicznym Uniwersytecie w Dreźnie, w ramach stypendium Marie Curie. To wtedy poznałam tę technikę, poznałam jej możliwości i zobaczyłam, że jest ona bardzo skuteczna - tak uważam nadal - do detekcji przy biosensorach. Mówiąc szerzej, ta technika pozwala na oznaczanie bez użycia znaczników. Takich technik jest mało, a warto pamiętać, że użycie znaczników może spowodować, że zmienia się funkcjonalność substancji, które oznaczamy. To wiedzą wszyscy i lekarze, i naukowcy, ale wciąż królują techniki znacznikowe. Myślę, że to bardzo dobry moment na wprowadzenie techniki bezznacznikowej (label free) do oznaczeń w laboratoriach diagnostycznych.

 

Gdy zaczęła się Pani naukowo zajmować biosensorami i biomarkerami nowotworowymi prozapalnymi, pojawiły się firmy, osoby zainteresowane Pani działalnością naukową?

 

Oczywiście nie od razu, bo najpierw trzeba było wydać ileś tam publikacji naukowych, trzeba było wystąpić na iluś konferencjach naukowych, żeby poznać takich ludzi, którzy byli zainteresowani właśnie biosensorami. I tak się stało. Zaczęły się pojawiać firmy, które były zainteresowane biosensorami, jak również aparatem, który służył do detekcji przy pomiarach z użyciem biosensorów. I tak powolutku, powolutku rozwijaliśmy się również w tym kierunku dzięki m.in. wsparciu i środkom finansowym przeznaczonym na realizację prac przedwdrożeniowych, które otrzymaliśmy w ramach programów: „Inkubator Innowacyjności+”, „Inkubator Innowacyjności 2.0” oraz „Inkubator Innowacyjności 4.0”, w projekcie pozakonkursowym „Wsparcie zarządzania badaniami naukowymi i komercjalizacja wyników prac B+R w jednostkach naukowych i przedsiębiorstwach” w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój 2014 – 2020, Priorytet IV, Działanie 4.4, współfinansowanego ze środków EFRR.
Na bazie tych prac przedwdrożeniowych został utworzony spin-out.

 

Na początku współpracowała Pani głównie z lekarzami?

 

Pierwszymi i nadal najważniejszymi moimi współpracownikami są lekarze, którym zależy na pacjencie i którym zależy na tym, żeby móc rozszerzać możliwości diagnostyczne. Jest w Białymstoku, ale nie tylko, bardzo dużo takich osób, które, będąc na konferencjach naukowych, słyszą o nowych substancjach, ale nie słyszą o możliwości ich oznaczania. Wtedy dzwonią albo przychodzą do mnie i pytają, czy ja mogłabym zrobić biosensor na wybraną substancję. Odpowiadam zazwyczaj, że tak i tak to się zaczyna. Robimy biosensor, robimy oznaczenia substancji, powstają prace naukowe, rozszerzają się możliwości diagnostyczne.

 

Wśród Pani zainteresowań naukowych jest wspomniany już Powierzchniowy Rezonans Plazmonów w wersji obrazowej (SPRi). Możemy coś więcej powiedzieć na jego temat?

 

To optyczna metoda detekcji, która znana jest już od wielu lat, ale, moim zdaniem, jeszcze do końca niewykorzystana. Wprawdzie jest wiele przyrządów komercyjnych, które próbują wykorzystywać tę metodykę do oznaczeń, jednak nie weszła ona powszechnie do laboratoriów diagnostycznych. Wiele razy zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego tak jest i pewnie są różne powody związane z szeroko pojętym rynkiem – może tak to ujmę. Optyczna metoda detekcji jest metodą bezznacznikową, która nie potrzebuje tak drogich urządzeń, jakie są wykorzystywane w tej chwili w laboratoriach diagnostycznych. Jest to metoda prosta i szybka dla użytkowników, jeżeli chodzi o samą metodykę detekcji. Aktualnie w ramach mojego startupu dążymy do zminiaturyzowania i zautomatyzowania technologii. W momencie, kiedy zakończymy ten proces, to naprawdę przyciśnięcie dosłownie jednego, dwóch klawiszy mogłoby pomóc w oznaczeniach. Nie jest to jednak proste, bo wymaga sporych inwestycji. Zazwyczaj większość firm dąży do tego, by jak najbardziej upraszczać urządzenia, tak, by były one przydatne w laboratoriach diagnostycznych, gdzie nie pracują przecież naukowcy, tylko najczęściej laboranci, którzy chcą bez problemu obsłużyć urządzenie.

 

Czy łatwo się komercjalizuje naukę? To pojęcie bardzo często pojawia się w świecie uniwersyteckim, naukowym.

 

To trudny i wymagający proces, ale ciekawy, ponieważ uczy nowych rzeczy. Gdy rozmawiam z innymi naukowcami, którzy próbują coś zrobić, to nie jest tak, że nikomu się nie udało. Są osoby, którym się udało, bo coraz więcej powołuje się spółek, start-upów, które umożliwiają naukowcom działanie w kierunku komercjalizacji ich badań. To jest jakiś krok do przodu w tej kwestii. My też to robimy, powołując spółkę Biomarkilo. Zobaczymy, jak ona będzie się rozwijać. Dobra informacja jest taka, że kilku osobom już się udało wprowadzić na rynek urządzenia, które wyszły z laboratoriów naukowych. W Biomarkilo uruchomiliśmy taki specjalny program BIOMARKILO-discovery, w ramach którego naukowcy korzystający z naszych usług będą mogli komercjalizować wyniki swoich prac.

 

Bo najważniejsze jest to, że nauka jest dla ludzi, z pożytkiem dla ludzi.

 

Tak. Gdy mówimy o nauce, to najczęściej rozgraniczamy ją na tzw. badania podstawowe i badania aplikacyjne. Dużo rzeczy robi się w ramach badań podstawowych, nie kwestionuję tego, bo jest to bardzo ważny etap przed tymi aplikacyjnymi. Ja od początku swojej kariery naukowej bardziej skłaniałam się ku badaniom aplikacyjnym, czyli żeby nauka miała jakieś zastosowanie praktyczne, jakąś wartość dla ludzi. Priorytetem dla mnie było to, żeby pomagać innym. Jestem szczęśliwa, bo mam wokół siebie współpracowników, którzy uważają tak samo. Mówią: te badania, które pani robi, mają jakiś sens, mają zastosowanie.

 

Wspomniała Pani o powołaniu start-upu. Czy jest to bardzo trudny proces?

 

Powiem szczerze, że udało się mi się stworzyć start-up bardzo szybko i dosyć niespodziewanie. Rozmowy z różnymi przedsiębiorcami prowadziliśmy już wcześniej, nieoczekiwanie jednak dostaliśmy możliwość aplikacji do przedsięwzięcia, które było częściowo finansowane przez inwestorów prywatnych. I to oni zainteresowali się patentami naszego zespołu i tematyką dostępną na stronach Uniwersytetu. Poprosili nas, żebyśmy krótko opisali możliwości naszego projektu. To im się spodobało, ale żeby taki projekt móc realizować, trzeba było właśnie założyć start-up - Biomarkilo. Teraz idziemy naprzód, szukamy inwestorów, projektów, by w dalszym ciągu rozwijać możliwości Analizatora SPRi i możliwości oznaczeń na tym urządzeniu.  

 

Co poradziłaby Pani młodym naukowcom, którzy dopiero zaczynają swoją karierę naukową, ale chcieliby, by w przyszłości ich wynalazki znalazły się na rynku.

 

To trudne pytanie, bo każdy musi iść swoją drogą, poza tym każda tematyka jest trochę inna.  Jedną interesuje się więcej osób, inną mniej, ale na pewno trzeba cały czas próbować, nie poddawać się. Bardzo ważną rzeczą jest też rozpowszechnianie informacji o tym, czym się zajmujemy. Należy jak najszerzej mówić o swoich badaniach na wszelkich konferencjach i nie bać się wykładów na przykład dla przedsiębiorców. Ja tak robiłam. Mieliśmy kilka konferencji m.in. na Politechnice Białostockiej, gdzie przedstawiałam swój projekt i jego możliwości, a w spotkaniu uczestniczyli przedsiębiorcy, którzy byli bardziej lub mniej zainteresowani. Raz jeszcze podkreślę: upowszechnianie wiedzy, która jest na Uniwersytecie w Białymstoku, która jest w laboratoriach, jest najważniejsze, bo żaden z przedsiębiorców tak sam z siebie nie przyjdzie do laboratorium, nie zastuka i nie zapyta: a co pani ciekawego robi? Trzeba im to powiedzieć.

 

Z którego uzyskanego patentu jest Pani szczególnie dumna? Który jest najważniejszy?

 

Wszystkie są ważne, ale tak sobie myślę, że każdy kolejny patent jest jakby ważniejszy. Może dlatego, że substancje, na które mamy patenty, są bardzo istotne. Natomiast dla mnie, pod względem naukowym, najważniejszy był patent dotyczący aromatazy. To substancja, która okazała się być substancją bardzo rozwojową w przypadku potencjalnych biomarkerów w różnych typach chorób. Myśleliśmy, że będą to tylko i wyłącznie choroby nowotworowe i nowotwory hormonozależne, a okazuje się, że niekoniecznie. Powstała praca naukowa, bardzo ciekawa, dotycząca właśnie zastosowania aromatazy jako potencjalnego biomarkera, również przy raku pęcherza czy endometriozie. Czyli czasami zupełnie przypadkowo wychodzi, że badany przez nas potencjalny marker okazuje się być bardzo ważny również w innych oznaczeniach.

 

Swoje badania naukowe prowadzi Pani na Wydziale Chemii Uniwersytetu w Białymstoku. Dlaczego warto właśnie tutaj studiować i rozwijać swoje naukowe pasje?

 

Bo robimy wspaniałe rzeczy i to jest chyba najważniejsze. Prowadzimy badania, które przydają się ludziom na całym świecie. Mam nadzieję, że będzie tego coraz więcej. Zapraszam kandydatów na studia na Wydziale Chemii Uniwersytetu w Białymstoku. 

 

Jakie są Pani Profesor plany naukowe na przyszłość?

 

Planów jest dużo, chcemy na przykład zrobić tzw. panele analityczne, które pozwolą na jednoczesne oznaczanie co najmniej 5 biomarkerów. Obecnie wszystkie firmy oferują oznaczanie pojedynczych bądź maksymalnie 2-3 biomarkerów. Jeden z takich paneli już jest przez nas opatentowany. Chcemy również pójść w kierunku chorób cywilizacyjnych, czyli oprócz chorób onkologicznych myślimy o chorobach neurodegeneracyjnych, np. o chorobie Alzheimera, o stwardnieniu rozsianym, chorobie Parkinsona. Jest jeszcze jedna sprawa, na której osobiście bardzo mi zależy. Chodzi o udary, a konkretnie o panel potencjalnych biomarkerów, które można byłoby wykorzystać przy bardzo szybkiej diagnostyce udarowej i w tym obszarze rozpoczynamy już prace w Biomarkilo.

 

Życzymy powodzenia!

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Gawina

Galeria zdjęć

logotypy UE

Strona internetowa powstała w ramach projektu „Nowoczesny Uniwersytet dostępny dla wszystkich”
(umowa nr POWR.03.05.00-00-A007/20) realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój.

©2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.

W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych. Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej. Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności Uniwersytetu w Białymstoku. Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.